środa, 5 maja 2010

Złodziejka tożsamości

Wczoraj rano Kamisio dostała list polecony. Z pozdrowieniami od MPK w Lublinie i wezwaniem do zapłaty mandatu karnego za jazdę bez biletu. Łącznie z odsetkami 108 PLN i coś tam groszy.
Miała taką miłą pobudkę, bo list jej przyniosła Mama, która odebrała go od listonosza.
Kamisio oczy otworzyły się ze zdumienia od razu baaardzo szeroko i zdaje się, że usta też.
Mandat z marca tego roku.
Wszystko ładnie pięknie, tyle, że Kamisio od stycznia do kwietnia miała kwartalną przejazdówkę MPK i o jeździe bez biletu nie było mowy.
Dla Kamisio stało się jasne, że ktoś złapany na jeździe bez biletu, postarał się wykręcić od mandatu i się podał za Kamisio.
wiadomo, że kiedy złapią cię kanary, wcale nie musisz się przyznawać, że masz jakieś dokumenty. Można się więc podpisać czyimiś danymi.
Można?
Przyznam, że nigdy by mi to do głowy nie przyszło. Mało tego, kiedy mi wczoraj Kamisio o tym opowiadała, byłam zdumiona, bo nie wiedziałam, że ludzie w ogóle tak robią! Że tak można komuś narobić brudów! Naprawdę, mam swoje lata, niby studiowałam resocjalizację, widziałam wiele patologicznych zachowań i często takie kryminalne idee mnie nie dziwią. A tymczasem to mnie zdumiało potężnie i jeszcze drugie co mnie zdumiało, to, że ja się tak temu dziwię.
No przecież faktycznie - da się to zrobić.
No nie ważne. Ale co w tej historii najciekawsze.
Od razu tego samego dnia Kamisio pojechała do MPK aby to wyjaśnić. A tam dowiedziała się, że ktoś podał jej dane dosyć dokładnie i tylko nazwisko panieńskie matki było źle, imię ojca było źle i data urodzenia o jeden dzień za późno. Adres dobry, nawet kod pocztowy dobry.
Obu nam się nasunął na myśl ten sam potencjalny sprawca, a raczej sprawczyni.
Drogą dedukcji - to była osoba mieszkająca koło nas i to blisko koło nas, po tej samej stronie szosy, bo aby znac czyjś kod pocztowy, to się rzadko zdarza. Zna się kod pocztowy tylko jeśli się samemu ma taki sam, albo jeśli się do kogoś wysyła listy / kartki pocztowe. Ktoś musiał znać dobrze Kamisio, skoro podał jej dane tak dokładnie. Nazwiska panieńskiego mamy nie znał, bo nasza Mama nie pochodzi z Lublina i jej nazwisko panieńskie nie jest ani tubylcze, ani powszechnei znane. To dana stosunkowo rzadko podawana i na pewno nie do publicznej wiadomości.
Ale co ciekawe. Kamisia ma taką koleżaneczkę-sąsiadeczkę, która mieszka właśnie bardzo blisko, ma ten sam kod pocztowy i znają się długie lata. I ta koleżaneczka nie dość, że zawistna i wredna - to nie tajemnica, to jeszcze nigdy nie pamiętała imienia naszego taty. Puzle ułożyły się na w głowie w try miga i od razu obie pomyślałyśmy, że to może być jej sprawka.
Kamisio idzie z całą sprawą na policję. Ciekawe co oni wskórają? Nie za bardzo wierzę w to, aby cokolwiek zdziałali, ale może przynajmniej pójdą przesłuchać sprytną sąsiadeczkę i przejdzie jej ochota na podawanie się za kogoś innego i nadużywanie czyjejś tożsamości. A czy to nie jest karane z jakiegoś paragrafu? Zapewne jest, więc mam nadzieję, że napędzą jej stracha przynajmniej samym przesłuchaniem, bo jej tupet i bezczelność na to zdecydowanie zarobiły.
Ale - dzisiaj Kamisio pojechała znów do MPK po xero tego mandatu, tych danych wypisanych charakterem pisma sąsiadeczki i opis jej wyglądu sporządzony przez kanarów. I co? Opis się zgadzał z wyglądem naszej podejrzanej - ciemne krótkie włosy, gruba itp. Nasze wątpliwości się rozwiały.
Kamisio nie ma grubych koleżanek, które znają jej dane tak dokładnie. Wszystko to potwierdza naszą teorię, że gruba sąsiadeczka chciała zrobić Kamisio głupi kawał i wywinąć się od płacenia za jazdę na gapę.
Do tej pory jakoś nie mieści mi się to do końca w moim światopoglądzie. Ludzie naprawdę tak robią?
Chyba jestem naiwna... Robią, jak widać. I prawie, że z powodzeniem!

1 komentarz:

Nomad pisze...

Mojej znajomej kiedyś przyszło do zapłacenia za pobyt w izbie wytrzeźwień z miasta w którym nigdy nie była. Też się domyśla kto zacz.