poniedziałek, 31 maja 2010

Znajomi

Zaczynam nienawidzić wszelkich portali społecznościowych. Drażni mnie to wysyłanie zaproszeń do grona znajomych przez osoby, których się w gruncie rzeczy nie zna. I co to jest za moda, ze jak ktoś mnie kojarzy z nazwiska, bo razem pracujemy, ale prywatnie nawet słowa nie zamieniliśmy, to i tak mi zaproszenie wyśle? Przecież my się nie znamy!
Wiem, że to można odczytać w stylu; zadzieram nosa, albo wymądrzam się, albo jestem nieużytek rolny. Każdy może to sobie zinterpretować, jak chce. Ale bywają takie przypadki, których się nie zna, bo się nie zna i nawet ma się niejaką niechęć do ich poznania.
Przez naszą firmę przewinął się taki jeden agent. Smutna sprawa z tą niby-znajomością. Pracowaliśmy w dwóch różnych miastach, ale codziennie prawie wydzwaniał do mnie z przeróżnymi tematami i trzeba było prowadzić go za rączkę, jak dziecko we mgle, albo tłumaczyć od podstaw, jak to wszystko działa, nie przymierzając, jak ten chłop tej krowie na miedzy.
Po jakiś dwóch miesiącach byłam w delegacji i kolega przewinął się przez horyzont, nawet siedzieliśmy w jednym pokoju przez godzinę na spotkaniu. Potem siedzieliśmy w drugim pokoju po spotkaniu. Nie przedstawił się, nie przywitał, nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem, które by sugerowało, że ma jakąkolwiek intencję zaprezentowania się i poznania mnie.
OK. Nie szkodzi. Ja wróciłam do LU, życie wróciło do normy, wróciliśmy do kontaktów telefonicznych i mailowych i zawracania mi głowy każdą pierdołą oraz tłumaczenia koledze każdego tematu od A do Z.
Po kolejnych kilku miesiącach znów pojechałam w delegację i znów kolega był na spotkaniu w tym samym pokoju. Długim spotkaniu i jeszcze dłuższym oczekiwaniu na spóźnione spotkanie, było więc mnóstwo czasu na zapoznanie się, tym bardziej, że nie byłam tam jedyną osobą, do której kolega wydzwaniał niemalże każdego dnia.
Kolega jednak nie był w najmniejszym stopniu zainteresowany nawiązaniem znajomości ani ze mną, ani z nikim innym. Zupełnie aspołecznie siedział przed laptopem, z ostentacyjnie założonymi słuchawkami na uszy i udawał bardzo zajętego.... oglądaniem filmów na youtube. A nad jego biurkiem, obok jego biurka, przed jego biurkiem, za jego plecami - stało, łaziło, gromadziło się całe mnóstwo osób, które miały z nim kontakt mailowy i telefoniczny.
No i takie to były nasze kontakty osobiste i taka to była znajomość na żywo. Hmm.. dlaczego mi się ciśnie na usta, że jej nie było?
Ale co? Kolega wysłał mi zaproszenie na facebooku do grona jego znajomych, czy może tam się wysyła, że chce się dołączyć do grona moich znajomych. Jakkolwiek.
Przyznam, że to zapytanie czy chcę potwierdzić, ze jest moim znajomym mnie rozbawiło.
Taa... co to za wspaniały mój znajomy! W najlepszym razie mogę powiedzieć, że miał do mnie nastawienie lekceważące i będzie to wielki eufemizm, bo w gruncie, to miał mnie w poważaniu.
Znajomości nie potwierdziłam.
Poza tym, że było ciekawe słyszeć jego pytania, które powodowały, że oczy otwierały mi się szeroko ze zdziwienia, jak można czymkolwiek managerować, skoro się nie zna podstaw, to nic więcej nas nie łączyło. I nic więcej nie mam do wspominania po tej znajomości.
Jedynie pocieszam się, że może to zapytanie na facebooku wysłało mu się jakoś automatycznie. Oni mają taką funkcjonalność, która inteligentnie ułatwia człowiekowi życie i podsuwa sama komu można wysłać zaproszenie do grona znajomych. Może to zrobił przez przypadek, niecelowo? Tylko to mnie pociesza, bo szczerze to trochę bezczelne tak kogoś jawnie ignorować, a potem wyszukiwać go na facebooku.
Ale, ale... Teraz mi przyszło na myśl, że nie mógł mnie zaprosić przez nieuwagę, bo przecież nie znał mojego maila prv, na którego mam to konto w facebooku! A facebook to po adresach mailowych ze skrzynki podsuwa zaproszenia do wysłania! Musiał mnie kolega wyszukać po imieniu i nazwisku! Zrobił więc to z premedytacją i w pełni świadomie! O nie!
O nie, moja idee fix na pocieszenie upadło. Ludzie jednak SĄ bezczelni!!

Brak komentarzy: