niedziela, 9 maja 2010

Jak ubić świnkę

Wczoraj były Mamy imieniny.
Sto lat, sto lat! I wszystkiego najlepszego! :)
Życzenia odbyły się na żywo, wręczanie prezentów, rodzinny obiad (kolacja bardziej) i śmiechy chichy też. Przy stole zeszło się nam na czarny humor. Jakoś tak od słowa do słowa, od opowieści do opowieści, od żartu do żartu - no i zaczęliśmy rozmawiać o głupich pomysłach ludzików.
To jest temat wysoce fascynujący dla mnie. Co ludzie potrafią wymyślić, to się rozsądnemu człowiekowi w głowie nie mieści. Zdaje mi się, że rozsądek mocno ogranicza zdolności twórcze człowieka i dlatego ludzie bardziej lekkomyślni od innych są zdecydowanie bardziej pomysłowi. A ich idee fix potrafią zaskakiwać!
Uwielbiam takie opowiastki o tym, czego głupiego ludzie potrafią dokonać. Można to uznać, za swoiste badania psychologiczno-społeczne.
No i wczoraj usłyszałam genialną w swojej głupocie opowieść o tym, jak to jeden koleś postanowił ubić sobie świnkę.
Wiadomo, świnkę ubija się tak, ze najpierw się zwierzątko ogłusza, potem się ją zabija, a potem się ją opala czy oskrobuje ze szczeciny. W zasadzie to nie wiadomo, a przynajmniej ja nie bardzo wiem, bo tylko raz widziałam urywek świniobicia, kiedy byłam mała i cały dramat się rozgrywał na naszym podwórku. Oczywiście Mama nie pozwoliła mi na to patrzeć i bardzo dobrze, więc nie wiem jak się morduje zwierzątko na pyszny bekon.
Pewien pan jednak nie chciał się męczyć z zabijaniem świni i postanowił sobie całe zadanie maksymalnie ułatwić. Jak można dokonać tego w białych rękawiczkach? Bezkrwawo? No więc pan ta świnkę postanowił... zagazować! I tak też zrobił.
Nie znam szczegółów, nie dopytywałam o nie, opowiadała to Ewa, która obstaje przy wersji, że jest to wydarzenie autentyczne, pan świnkę zagazował pomyślnie i w ten oto sposób przepraktykował nową metodę świniobicia.
Metoda cokolwiek kontrowersyjna, ale kto wie - może i by weszła do powszechnego użycia, pomimo tego, ze to z użyciem gazu i w ogóle, mało ekologiczne, niezbyt zdrowe... Była jednak na to szansa, gdyby pan nie postanowił iśc na całość i ułatwić sobie oprawienia świnki również.
Zamiast użyć standardowych metod do pozbycia się świńskiej szczeciny, nasz pomysłowy Nie-Dobromir postanowił świnkę opalić... palnikiem!
I kiedy tak sobie przystąpił w najlepsze do jej opalania, zagazowana świnka mu wybuchła!!!
To się nazywa dokonać czegoś z wielkim hukiem! :)
Świnia mało tego, że wybuchła, to jeszcze dokonała zemsty zza grobu, bo kolesiowi wbiła się jakaś jej kość gdzieś pod żebro!
Musiał być chyba... ogłuszony rezultatem swoich poczynań. Zdumiony na pewno. Jego wspaniały plan łatwego i szybkiego świniobicia wybuchnął mu prosto w twarz! I jeszcze go kontuzjował!
I kto tu jest większą ofiarą?
Słowo daję, że to jest najgłupszy pomysł na dobranie się do bekonu, o jakim słyszałam! Ku przestrodze innym amatorom łatwej rąbanki.
Chrum chrum!

Brak komentarzy: