czwartek, 1 września 2011

Był urlop

Mieliśmy urlop. Od wszystkiego. Totalny reset na dwa tygodnie.
W tym tygodniu niestety trzeba było wrócić do normalności, ale miałam to odroczone o jeden dzień, bo 10 dni urlopu od 16 sierpnia upływało mi w poniedziałek dopiero, miałam więc go wolnego.
Zbieram się, aby już ze wszystkim wrócić do normalności, ale nie wychodzi mi to za dobrze. Głównie dlatego, że od powrotu do domu nadrabiam zaległości towarzyskie i praktycznie codziennie się z kimś integruję. Dzięki temu śpię o wiele za mało, a że to już bity tydzień miewam każdą kolejną noc mocno niedospaną, to dzisiaj rano ledwo zwlokłam się z łóżka.
Mimo niewyspania jednak nadal mam ochotę się integrować i pozostałością takiego pourlopowego pędu, ciągle chce mi się coś robić, być w ruchu.
Jak już wrócę do formy, to wrócę też do pisania. Nawet mi się chce, o dziwo, ale to dobry znak, bo najwyraźniej moja katatonia twórcza do pisania czegokolwiek już mi przeszła.
Urlop mieliśmy bardzo udany, zwłaszcza drugi tydzień. Napisałabym "drugą połowę", ale przy tak krótkim urlopie, to nie bardzo jest co dzielić na połowy - był po prostu pierwszy i potem drugi tydzień i na tym urlop się zakończył.
Po udanym urlopie to aż miło wrócić do codzienności. Odpocznie się, oderwie od życia w Lublinie, pracy, zmieni się otoczenie i potem człowiek wraca rześki i pełen energii. Naładowane akumulatory i chęć do działania. Tyle, że przy dzisiejszym (czytaj: naszym) trybie życia (czytaj: pracy) nasze akumulatory ulegają jakiemuś przyspieszonemu wyczerpaniu. To jak w tych reklamach Duracell - niektóre króliki pędziły i w połowie drogi się zatrzymywały, bo im baterie się kończyły, a inne docierały do mety przy ogólnym aplauzie, bo miały super bateryjki Duracell. Pamiętacie?
Szkoda, że ludzie nie mają takich specjalnych bateryjek... Chociaż nie, niektórzy właściwie mają, ale u ludzi nie nazywa się to bateryjka, ani Duracell, tylko ADHD. I wcale nie występuje tak często, a już na pewno nie na życzenie. Niektórzy jednak mają to szczęście i dostają od natury taki długodziałający akumulatorek. W dodatku ten akumulatorek działa tak, jakby przyspieszał im obroty. Tak w prawdzie to trochę zazdroszczę takim ludziom z extra-doładowaniem. Zawsze mają siłę na wszystko. Ja niestety tak nie mam, a czasem chce mi się zrobić o wiele więcej, niż jestem w stanie. Wbrew ogólnym opiniom, kształtowanym chyba głównie przez nauczycieli, którzy w swojej pracy czasem mają ten niefart trafić na dziecko z ADHD, które im ciągle rozwala lekcje swoją niespożytą energią - więc wbrew temu, ADHD jest fajną rzeczą. Uśmiechem losu. To taka dodatkowa szansa, aby coś więcej zdziałać, niż przewiduje norma dla zwykłego człowieka.
Ja jednak ADHD nie mam, chociaż mam podejrzenie, że moja Mama może mieć, bo jej energia nie kończy się nigdy, a tym samym ja czuję się poszkodowana przez naturę, bo co jej szkodziło wyposażyć mnie w extra-bateryjkę? Nikt chyba jednak z dzieci nie odziedziczył tej unikatowej cechy po Mamie. Ani ja, ani moje rodzeństwo. Wszyscy zwyczajnie mieścimy się w normie i nie wychodzimy poza ramki.
W każdym razie ramki czasem się da trochę poszerzyć, właśnie przez urlop, bo potem energia tryska ze mnie przez... jakiś czas. Nie wiem w zasadzie jaki. Chciałabym napisać, że przez kilka tygodni, ale boję się posunąć we wnioskach aż tak daleko, bo może to będzie zaledwie kilka dni?
Zobaczymy.
Póki co jeszcze ją mam i niestety właśnie nadeszła pora, kiedy limit na dzień dzisiejszy zbliża się dramatycznie szybko ku końcowi i muszę lecieć pod prysznic, zanim mi jej braknie i legnę nieumyta na łóżko. :)

4 komentarze:

fashonista pisze...

Jeśli interesuję Cię moda to zapraszam do siebię, dopiero zaczynam, ale myślę że choć trochę rozwinę skrzydła ;) Pozdrawiam gorąco.

P.S Ciekawy blog^^

Nomad pisze...

A ja mam dziś jeszcze jeden dzień nicnierobienia :) Ostatni :(

Unknown pisze...

Fajnie tak wziąć urlop pod koniec sezonu, kiedy wszyscy już dawno wrócili z urlopów i zapomnieli, że je w ogóle mieli, nie? :)

Nomad pisze...

Dokładnie