czwartek, 1 lipca 2010

Ciężarówka Świętego Mikołaja

W Amerykańskich filmach świątecznych, o Bożym Narodzeniu oczywiście, bo oni w zasadzie tylko to jedno święto wsadzają do filmów - zawsze pojawia się motyw udekorowanego świątecznie domu. Jeśli tylko ktoś ma dom i żyje na przyzwoitym poziomie, obowiązkowo musi ten dom na święta przystroić całą masą lampek choinkowych. Obijają sznurami lampek dom dookoła, wzdłuż i w poprzek, ozdabiają okna, drzwi, dach i drzewka dookoła domu. I potem świeci się to ustrojostwo na domu, jak... no właśnie, jak lampki na choince.
Wyczyn nie do powtórzenia w naszych realiach, bo po pierwsze to - proszę, nie róbcie tego! Po drugie my stawiamy jednak tradycyjnie murowane domy i nie mamy tak łatwo aby przybijać tuckerem sznury lampek na domu. A po trzecie to chyba byśmy zbankrutowali po nowym roku, kiedy elektrownia wysłała by nam noworoczne życzenia z rachunkiem za prąd w załączeniu.
Wracając w nocy do domu poczuliśmy jednak taki świąteczny motyw. :)
Jechała przed nami ciężarówa. Kiedy weszła w zasięg naszych długich świateł, nagle okazało się, ze ciężarówka... świeci się, jakby była obita światełkami choinkowymi. Z tyłu paki tej ciężarówki dookoła był sznur światełek, zupełnie jak te amerykańskie na domach.
Skojarzyła się nam z ciężarówką Świętego Mikołaja. I tak jechaliśmy sobie za nią, raz był dalej, raz była bliżej, ale co weszła w zasięg naszych świateł, lampeczki się włączały, a my mieliśmy ochotę zaśpiewać coś świątecznego. Najlepiej po angielsku, bo to bardziej kojarzy się ze Świętym Mikołajem, jakieś Rudolph the RedNose Reindeer albo Jingle bells... :)
Swoją drogą, to nie wiedziałam, że nasze długie światła mają taki zasięg! Ciężarówa była z kilometr przed nami... Nie, była co najmniej 2-3 km przed nami, a kiedy włączałam długie, światełka na niej magicznie rozbłyskały.
W pewnej chwili ciężarówka Świętego Mikołaja skręciła w prawo i wjechała w pola. Pomyślałam sobie, że nawet szkoda, że już nie będziemy za nią jechać i nawet miałam to powiedzieć Łukaszowi, ale jakoś nie powiedziałam. Pojechałam prosto. A tu Łukasz nagle się ocknął z zamyślenia i kazał mi zawracać, bo przegapiłam zjazd na Lublin! :)
Co było robić? Zawróciliśmy się w wjechaliśmy w to niby pole za ciężarówką Świętego Mikołaja.

2 komentarze:

marko pisze...

Casem sporo jezdze chociaz ostatnio nieco wiecej koleja, ta ciezarowka o ktorej piszesz jak wymaluj z amerykanskiego filmu ale kto powiedzial ze i u nas nie moze byc choc troche podobnie, pozdrawiam

Unknown pisze...

... podobnie i trochę tak jakby świątecznie przy okazji :)