czwartek, 1 lipca 2010

Ucieczka

Ponieważ zaczęły się upały, a my nie mamy klimy w aucie, wiec zaplanowaliśmy sobie, ze wyruszymy w drogę powrotną do Lublina nad ranem. Tak koło 4 nad ranem, bo droga na jakieś 4h jazdy, wiec w sam raz doturlamy się zanim słońce zacznie wypalać w nas dziury przez szybę.
Wieczorem spakowaliśmy manatki, co się dało Łukasz upchnął w aucie, zostawiliśmy tylko niezbędne minimum, rozliczyliśmy się za kwaterę i zaszyliśmy w pokoju (pozornie bez mrówek). Zamierzaliśmy iść spać wcześniej wieczorem, aby o 3 wstać cokolwiek wyspani i w formie na podróż.
I co? Psikus!
Przez cały nasz pobyt w tej kwaterze byli chyba tylko przez jedną noc jacyś inni lokatorzy, bardzo spokojni i przyzwoicie cisi. Poza tym mieliśmy kwaterę dla siebie. A tu ostatniego wieczoru przyjechała ta rodzinka z Jeleniej Góry. To był dramat!
Ojciec, matka i nastoletnia córunia.
Odkąd tylko się zwalili na kwaterę - koło 21-szej, kiedy to ten rzekomo protestantki kościół wygrywał pieśń - zaczęli hałasować, jak opętani. No i tu wylazła ich słoma z butów. Bo kulturalni ludzie potrafią się zachować kulturalnie. Ci najwyraźniej kulturą nie grzeszyli.
Mamuśka, rzekomo dama, a w rzeczywistości wyfiokowana damulka, latała po całym domu stukając jak wściekła obcasami. Na płytkach terakotowych te jej obcasy odbijały się ogłuszającym echem od ścian. No ale widocznie kultura polega na tym, że im bardziej cię słychać, tym więcej obycia przejawiasz.
Ojciec łaził z piwem z ręce i sobie podśpiewywał. A pod prysznicem już w ogóle się nie krępował, chociaż było już mocno po 23-ciej i powinien zamknąć japę i umyć zęby, zamiast śpiewać jakieś weselne piosneczki.
Córunia o 23.30 dostała w pokoju obok smsa, po czym poczuła potrzebę przeczytania go wszem i wobec z takim nagłośnieniem, że my w pokoju obok świetnie mogliśmy się zapoznać z tym gdzie ona się kiedy wybiera w te wakacje i jak to "NASTĘPNIE jedzie do Warszawy, NASTĘPNIE wraca do domu, NASTĘPNIE jedzie na 4 dni tu, NASTĘPNIE ... ". Pasjonujący wykład.
Drzwiami trzaskali tak, jakby na co dzień mieszkali w jakiejś oborze z drewnianymi wrotami wymagającymi mocnego pchnięcia. W kuchni talerzami szczękali, jakby to był konkurs na najgłośniejsze walnięcie talerzem bez jego zbicia.
KOSZMAR!
Łukasz już zdążył zasnąć, ale o północy obudziło go jakieś wybitnie mocne uderzenie drzwi. Ja nawet nei dałam rady zasnąć, pomimo MP3ki na uszach, która trochę zagłuszała tą rodzinę Frankensteina. Od słowa do słowa zaproponowałam, abyśmy wsiedli w auto i pojechali do domu 4 h wcześniej, niż planowaliśmy. Nie było sensu próbować spać przy tych wieśniakach, a nie chciało mi się iść do nich i ich uciszać, bo skoro to była nasza ostatnia noc tam, to miałam ich w nosie razem z ich brakiem ogłady.
W ciągu 20 minut wyskoczyliśmy z łózek, ubraliśmy się, Łukasz mi zrobił pyszne kanapeczki na drogę, zapakowaliśmy resztę manatek i się wynieśliśmy.
O godzinie 4tej dojeżdżaliśmy już do Lublina. Byliśmy mega szczęśliwi, że już wracamy do domu i śmialiśmy się serdecznie z tej rodziny potworów i ich hałasowania. Nawet im byliśmy odrobinkę wdzięczni, że nas tak wykurzyli przed czasem, bo droga w nocy była idealna - pusto, księżyc w nowiu świecił, jak wielka latarnia, minęło nas tylko kilka ciężarówek, a poza tym - jechało się gładko, jak po maśle.
Jak to brak kultury może się komuś przysłużyć... :)

1 komentarz:

marko pisze...

Chcialoby sie powiedziec samo zycie, ale zeszlym roku mialem nieco inna przygode, na krotko bo niespelna 2 miesiace pracowalem w duzej firmie handlowo-uslugowej, firma zorganizowala wycieczke 2 dniowa do Wroclawia, bylo ok do chwili kiedy przyszla pora noclegu po calym dniu zwiedzania myslalem ze bedzie to czas na prawdziwy relaks bylo jednak odwrotnie wtedy dopiero sie zaczelo, okazalo sie ze tylko pare osob w tym i ja nie mialo ochoty na zakrapiane ogorki z piciem do bialego rana, glosne dyskusje itp, w sumie nie zaluje ze nie zatrzymalem sie na dluzej w tej firmie myslalem tez ze takie zwyczaje mamy juz dawno za soba!