sobota, 21 stycznia 2012

Głód wiedzy

Ostatnio ujawnił mi się chyba jakiś głód wiedzy, bo mam potrzebę przyswajania nowych informacji. Padło na tą nieszczęsną astrofizykę. I tak mi już zostało. Od jesieni moja pasja do astronomii i fizyki nie maleje. Poza tym, że oglądam programy TV, dopadłam też stertę książek w tej tematyce i je powoli zgłębiam. 
Znalazłam na necie nowy serial dokumentalny o kosmosie i nie tylko. Ten nazywa się Wszechświat. Poprzedni nazywał się Jak działa wszechświat, więc wszystko obraca się wokół tego samego. :)
Wszechświat niestety znalazłam tylko w wersji anglojęzycznej, a większość odcinków nie ma tłumaczeń, będę więc pogłębiać swoją znajomość słownictwa specjalistycznego w tej dziedzinie. W gruncie rzeczy mówią całkiem zrozumiale, po tym, jak łyknęłam Jak działa wszechświat, większość nazewnictwa angielskiego już poznałam, ale oni co chwila dokładają coś nowego, co jest czymś czarnym (do wyboru już jest cała gama czarnych wynalazków: dziury, materia, antymateria, energia, wszystko z przymiotnikiem: czarne), karłem lub olbrzymem w rożnych kolorach (białe karły, czerwone karły, czerwone olbrzymy, niebieskie supergwiazdy) albo kombinacją innych rzeczy, które brzmią w połowie tylko znajomo.
Łukasz pożyczył mi z biblioteki książkę Nieskończone życie nieboszczyka - Marcusa Chown. DOsyć niefortunny tytuł, jak dla mnie. Myślałam, że jest o życiu pozagrobowym i zastanawiałam się, jak to się ma wg Łukasza do moich zainteresowań z dziedziny astrofizyki. Okazało się jednak, że to jest książka o fizyce teoretycznej, która w dodatku jest mocno teoretyczna. I naprawdę jest tak teoretycznie abstrakcyjna, że aż nie zmogłam jej, bo kiedy doszłam po 50 stronach do kalkulacji jak daleko od nas jest najbliższy nam świat równoległy, w którym znajduje się nasz sobowtór (a nie jest to tak znowu daleko, jak się okazało) to już siły mi osłabły. Ze zgłębianiem tak teoretycznej fizyki poczekam do wtedy, kiedy znajdą jakiś sposób, aby ją odteoretyzować. Może będzie jakiś przełom w fizyce i znajdą ten piąty wymiar w końcu. Czwarty już znalazł Einstein, jest to czas. 
Od Kasi mam super fajną książkę Apokalipsa 2012 o możliwych scenariuszach końca świata 21 grudnia 2012 (tak, to już lada chwila) i nie jest to taka znowu abstrakcja. Czyta się ja świetnie. Ale chwilowo wyparła ją inna książka, na którą Łukasz wymienił w bibliotece tego nieskończonego nieboszczyka. Tą napisał taki profesor fizyki teoretycznej Michio Kaku, który występuje w Jak działa wszechświat i który ma wypisany na twarzy swój entuzjazm dla tej nauki. W pełni go rozumiem. Jakbym była fizykiem (nawet teoretycznym) to bym się pewnie tak samo tym entuzjazmowała. A jeszcze jakbym miała takiego profesora, jak on, to już na pewno. Po samej jego twarzy widać, ile mu daje ta nauka radości. To nie może nie być zaraźliwe.
Po 2 miesiącach zgłębiania astrofizyki doszłam do głębokiego przekonania, że pomimo kiepskich doświadczeń z fizyką w szkole średniej, kiedy to liczyliśmy jakieś zadania z treścią - kompletnie niezrozumiałą dla mnie i męczyliśmy się nad tym przez bite 2 lata - to teraz okazuje się, że fizykę da się pojąc nawet tak kompletnie laickim umysłem, jak mój. Pod warunkiem, że nie muszę nic liczyć. Pewnie też dlatego mi nie podeszło to dzisiejsze szkolenie z czytania sprawozdań finansowych, bo tam, trzeba było liczyć. :)
Mimo wszystko jednak i w tej książce pan Michio Kaku pisze o światach równoległych i innych pobożnych życzeniach fizyków teoretyków. Widocznie oni nic innego nie robią, tylko wymyślają takie teorie, a potem głowią się, jak je udowodnić. Na razie żaden na to nie wpadł i są to tylko teorie. Ale zabawa musi być fajna... :)

Brak komentarzy: