poniedziałek, 22 października 2012

O co mi chodzi?

Miałam fajny łikend na wsiowie, ale poniedziałkowe lądowanie w rzeczywistości okazało się bardzo twarde. W zasadzie to wczorajszy zjazd wieczorem z wsiowa już mnie wytrącił z równowagi, dzisiejszy poranek tylko pogłębił depresję i mnie pogrążył. Może powinnam dzisiaj się umówić na wieczór na jakaś neutralizację – najlepiej winem, śmiechem i gadaniem głupot.
 Na ogół mam bardzo pozytywne nastawienie do wszystkiego i dobry humor. Nie wiem, czy Łukasz się z tym bardzo zgodzi, może i nie, ale że ja ostatnio żyję głównie pracą, to tam najbardziej się moje pozytywne podejście przejawia. Czasem jednak mi tego dobrego nastawienia nie wystarcza. Czwartkowa delegacja do Warszawy okazała się zabójcza dla mojego pozytywnego podejścia. Idąc za ciosem- najwyraźniej rzutuje to na wszystko. Teraz mam dołek i jakąś równię pochyłą w dół.
Jak tak dalej pójdzie, to wpadnę w czarną depresję.
Dzisiaj rano wstałam w bojowym nastroju. Zupełnie nie wiedzieć czemu. Po takim fajnym łikendzie wydawało by się, że trzeba być zadowolonym i radosnym. Gdzie tam! Nic podobnego. Wstałam i miałam ochotę strzelać. Załatwiłam Łukaszowi poranek, bo nie ma to jak zacząć o małej awanturki. Z mojego pktu widzenia – miałam rację, ale Łukasza puknt widzenia zapewne wygląda zupełnie inaczej.
Wpadłam do pracy i o 8.15 zadzwoniłam do firmy, która od miesiąca ma nam zamontować żaluzje. W piątek już mi nerwy puściły, wkurzyli mnie, bo żaluzje nie dojechały, pomimo umówionego terminu montażu. Zadzwoniłam więc i powiedziałam wprost, co myślę o takim załatwianiu sprawy. Dzisiaj, nauczona smutnym doświadczeniem, również zadzwoniłam, bo na tym montażu mi zależało, skoro słońce co rano bije w okna i nas oślepia. Przy okazji liczyłam, że dam upust mojej frustracji i złości. Niestety, rozczarowałam się, bo żaluzje już były w drodze do nas i jak się okazało – kopii kruszyć nie trzeba było. Żaluzje przyjechały faktycznie w ciągu pół godziny, ku naszej radości, bo było wreszcie czym zasłonić okna. Aczkolwiek niedługo potem nastała straszliwa mgła i o słońcu można już było zapomnieć.
Siedziałam więc w pracy taka głęboko nieszczęśliwa i nawet nikt nie chciał się ze mną pokłócić.
Emocje to jednak męczą. Na co to komu?? W sumie, jak jest za spokojnie, to aż coś kusi i aż się chce trochę podenerwować. Dla równowagi chyba. Ale jeśli się denerwuje tak samo z siebie, bez wyraźnego powodu, to strasznie męczy. Najgorsze, że ja naprawdę nie mogę dzisiaj zdiagnozować dlaczego mam taki beznadziejny humor…. O co mi chodzi???

Brak komentarzy: