środa, 3 sierpnia 2011

Plotki

Wczoraj wyszłam z pracy i zjechałam windą na parter, gdzie stanęłam przed lusterkiem i zaczęłam poprawiać makijaż. A raczej to coś, szumnie nazywane makijażem, co nakładam rano w pośpiechu na swoją twarz. Nie jest to jakieś misterne dzieło sztuki, nie jest też to jakaś zawansowana technika maskowania niedoskonałości cery. Jest to coś, co nazywam makijażem aby poprawić sobie samopoczucie i wmówić, że wyglądam z tym na twarzy lepiej, niż bez tego. Jak jest wprawdzie, to nie muszę wiedzieć, bo jeszcze ktoś mnie wyprowadzi z błędu. :)
Dlaczego wczoraj naszło mnie na poprawianie makijażu przed wyjściem z pracy to nie wiem. W sumie miałam tylko skoczyć do Leclerca do sklepu z niciami, aby kupić sobie kilka wstążek / aplikacji do sukienek, ale poza tym zmierzałam prosto do domu.
Stałam sobie w najlepsze w pustym korytarzu przed windami i rozcierałam na nosie korektor, kiedy drzwi jednej widny się otworzyły i ktoś z nich wysiadł. I nagle usłyszałam takie zdumione pytanie:
- Justyyyynkaaaa????
A to Kasia była.
Głos Kasi był cokolwiek zastanawiająco zadziwiony na widok mnie tam.
Zastanowiło mnie, co ją bardziej zdziwiło: że stoję przed tym lusterkiem w miejscu publicznym i się pacykuję, czy że się pacykuję w ogóle? Bo przecież widok mnie w tym miejscu był najzupełniej normalny, w końcu tam pracuję. Nie na parterze, ale kilka pięter w górę. :) Tego, co Kasię tak zdziwiło, jednak się nie dowiedziałam, nurtuje mnie do teraz.
Zostawiłam wiec swój nos w spokoju, schowałam korektor i wyszłam z Kasią z budynku. Akurat szła w tą samą stronę, pod Leclerca. Od słowa do słowa zamiast iść do domu poszłyśmy na plotki do kawiarni w Lecelrcu. Było jakoś po 17tej. Kasia akurat zaczęła swój urlop, trochę dziwnie, bo w połowie tygodnia, ale że jest sumiennym pracownikiem, to poświęciła się dla dobra sprawy i ogółu i jeszcze te dwa dni w tym tygodniu popracowała. Do domu się nam nie spieszyło, bo Kasi chłopak był na jakim wyjeździe, mi też nie, bo Łukasz pracował do 22giej. Zjadłyśmy więc obiad w Marakeszu i siedziałyśmy plotkując w najlepsze w nieskończoność. Kiedy się w końcu ruszyłyśmy z tych krzesełek, za oknami już było prawie ciemno. Była 20.30 i to dopiero nas zdumiało obie. :)
Praktycznie wtorkowego popołudnia nawet nie zauważyłam, minęło niespodziewanie szybko!
Czy muszę dodawać, że nici i wstążek do sukienek nie kupiłam? Sklep był jeszcze otwarty, ale zanim do niego dotarłam okazało się, że mam zaraz autobus do domu, wiec już poleciałam na przystanek. Wróciłam do domu godzinę przed Łukaszem. I pomyśleć, że on pracował do 22-giej! Ja tam plotkowałam! :)

1 komentarz:

marko pisze...

Tym razem troche to jak wagaruje nic nie piszac ale daleko mi do nudy pisze prace dyplomowa, plus praca, czasu jak na lekarstwo, ale fajnie czyta sie co piszesz w koncu z tego tez sklada sie zycie, mysle ze bylabys swietna pisarka i wcale tutaj nie zartujac, pozdrawiam