środa, 3 sierpnia 2011

I po opcjach

W poniedziałek wpadła do mnie siostra. Trochę niespodziewanie, bo nie planowałyśmy tego, ale akurat była na mieście, samochodem, więc przyjechała po mnie, abyśmy razem odebrały zamówienie kosmetyków. Bardzo mnie ucieszyła, bo odbiór był w podwórku Markopolu, a to jest ani blisko, ani daleko, ale w takim miejscu, gdzie musiałabym iść na piechotę, bo chyba żaden autobus nie jeździ tak w poprzek miasta, aby z Zana zakręcić w tamte okolice. Bardzo przytomnie z resztą, planując wybrać się pod Markopol spacerem, założyłam sobie buty na wysokim obcasie. Było jednak zimno, więc ubrałam sobie długie spodnie – które są trochę za długie i potrzebuję do nich wysokich obcasów, bo inaczej bym nimi zamiotła wszystkie chodniki. Kamisio wiec mnie bardzo ucieszyła, kiedy zadzwoniła z wiadomością, że pojedziemy tam razem, samochodem.
Kiedy wylądowałysmy u mnie, najpierw zrobiłam nam kolację, bo już żołądki nam do krzyża przyrastały, a potem zajęłyśmy się oglądaniem moich opcji na najbliższe wesela. No i się zaczęło!
Chyba dla zdrowia psychicznego wyjdę z założenia, że moja siostra, ze swoją duszą artystyczną, jest z innej planety. I że zwykły Ziemianin, jak ja, nie jest w stanie się z nią dorozumieć w kwestii gustu, mody i tego, co jest ładne, a co nie. W przeciwnym wypadku załamię się, że jestem totalne bezguście, albo w najlepszym wypadku popadnę w kompleksy.
Kamisio skrytykowała moje opcje bardzo zdecydowanie, aby nie powiedzieć drastycznie. Przy czym jej spojrzenie mówiło więcej, niż jej komentarze. Zaczęło się właściwie od sukienki, którą znalazłam w sklepie De Facto w Leclercu, obejrzałyśmy ją po drodze i w zasadzie obie mamy na jej temat podobne zdanie – jest fajna, ale bez rewelacji. Z tyłu jakaś łysa, wygląda, jak kurczak z oskubaną dupką. Od biedy się nada, ale nie będzie to żadna super szałowa kreacja. Za to w domu Kamisio poszła na całość!
Sukienka od Mamy – biała w zielone kółka, odpadła w przedbiegach. Została jednak łaskawie uznana za ładną, aczkolwiek nie weselną. Sukienka od Gosi za to została zjechana totalnie, ale to totalnie i usłyszałam do tego, ze wyglądam w niej, jak dziewczyna lodziarza. No tego to się nie spodziewałam. Moim zdaniem jest ładna, nie jest specjalnie weselna, ale całkiem ładna. Tylko przód miała przekombinowany z niemodnym dziobem na dole. Moja stara sukienka, którą planowałam unowocześnić przestała się podobać nawet mi, chociaż Kamisio uznała, że jak się nad nią popracuje, to się nada (ostatecznie). Mi jednak nie leży malinowy kolor i nie mogę się przełamać. Kłuje mnie w oczy i pali w skórę. Odechciało mi się ją unowocześniać, kiedy przekonałam się, ile w niej trzeba pozmieniać. I tym sposobem wszystkie trzy opcje poszły w zapomnienie.
Sukienkę Gosi – oddałam jej następnego dnia, pokornie, bo jakby ktoś miał mnie w niej jeszcze tak skomentować, jak Kamisio – to ja dziękuję. Nie będę ryzykowała.
W zanadrzu jest jeszcze sukienka, którą pożycza mi Jola (od swojej siostry) – na razie tylko na zdjęciu – Kamisio się spodobała bardzo. Mi średniawo odpowiada kolor, jest niebieska. Zobaczymy, jaka będzie na żywo.
No i cała nadzieja w sklepie internetowym De Facto, o którym sobie przypomniałam na samym końcu, kiedy już mój mózg poszukiwał intensywnie cudu na wyjście z tego kryzysu sukienkowego.
W sklepie on line znalazły się dwie fajne sukienki – różowa, która na zdjęciu wygląda w zasadzie prawie, jak moja wymarzona i biało-czarna, która jest bardzo ładna, ale trochę ciemna, jak na wesele. Za to ta podoba się bardzo Łukaszowi i Kamisio. Po krótkim namyśle zamówiłam obie, przyjdą lada dzień i miejmy nadzieję, że rozwiążą tą patową sytuację… Czekam z niecierpliwością i nadzieją! Bo inaczej to ja już nie wiem co… Kupię tą „ostateczną” chyba…. I z tyłu będę wyglądała, jak oskubany kurczak.

1 komentarz:

marko pisze...

Troche zrobilo sie wesolo, bo i temat znajomy, za kazdym razem jak jestem u mojej siostry slysze podobne teksty, a szafa peka od wiszacych kreacji, wiem ja tego nie rozumie, troche podobnie jak z teoria wzglednosci, tak bylo jest i pewnie dlugo jeszcze...