środa, 9 grudnia 2009

Czerwone wino - bez komentarza

Kilka dni temu na forum naszego pokoju w pracy odbyła się rozmowa, która dosłownie wyjęła mnie z kapci!
Powstrzymam się od komentowania, wystarczy zapewne, że ją przytoczę.
W pokoju było mieszane towarzystwo - pół na pół dziewczyn i chłopaków, ale zwłaszcza obecność chłopaków wymaga podkreślenia na samym wstępie.
Zaczęło się od tego, że Pewna Dziewczyna rzuciła wzdychając: "Suszy mnie jakoś... Karinka, to chyba po tych dwóch lampkach czerwonego wina, które mam zamiar wieczorem wypić."
Karinka na to zapytała mnie: "Justynka, czy to nie ty wiedziałaś coś negatywnego na temat picia czerwonego wina?"
Zapytana wprost musiałam się już włączyć do rozmowy, jakkolwiek bardzo by mnie interesowała lub nie ta dyskusja. Włączanie się do podobnego typu rozmów w naszym pokoju jest o tyle ryzykowne, że nigdy nie wiadomo, w którym kierunku rozmowa zostanie popchnięta i jak się rozwinie, a tym samym czy nie pożałuje się, że się w ogóle odezwało. Zaryzykowałam. :)
Odparłam, że owszem: "Po wypiciu czerwonego wina robią się sińce pod oczami na drugi dzień".
Na to Pewna Dziewczyna zapaliła się do tematu czerwonego wina i rozpoczęła przejętym tonem rozgłaszanie wszem i wobec co ona na ten temat ciekawego się dowiedziała: "Ja czytałam na internecie, że kobiety, które piją co najmniej dwie lampki czerwonego wina dziennie..." - tu się zawahała, myśląc, jak efektownie przekazać ciąg dalszy, na co ja nie wytrzymałam i wtrąciłam swoje: "...są alkoholiczkami?".
Okazało się jednak, że nie, nie o to wcale chodziło! No dziwne, to raczej była jednoznaczna zapowiedź. Pewna Dziewczyna ciągnęła niezrażona za to z jeszcze większym zapałem: "Też tak pomyślałam na początku, ale to wcale nie tego dotyczył artykuł. Były prowadzone badania, które dowiodły, że kobiety, które piją co najmniej dwie lampki czerwonego wina dziennie są (uwaga!) lepszymi kochankami!"
No tego to się nie spodziewaliśmy! Po pokoju przetoczyły się rozmaite reakcje.
Parsknęłam śmiechem i zapytałam, że niby jak? Co ma wino do bycia dobra kochanką? Czy to jakoś pobudza wyobraźnię?
Pewna Dziewczyna pospieszyła z bardzo szczegółowymi wyjaśnieniami, że po czerwonym winie "jest lepsze ukrwienie pochwy" (!!!) i czegoś tam jeszcze, czego nie zapamiętałam, bo mózg mi w tym momencie fiknął koziołka i na słowo "pochwy" przestał rejestrować ciąg dalszy wypowiedzi. Mi opadła szczęka. Chłopakom w tym momencie musiały chyba zwiędnąć uszy. Jakkolwiek jest to zwyczajny narząd w ciele kobiety, to może jednak praca nie jest właściwym miejscem, gdzie chciało by się o tym dyskutować. Co innego gabinet ginekologa na przykład.
Ponieważ dyskusja była nadal w toku, zapytałam w czym niby to ukrwienia pomaga? Bo chyba nijak to działa w dziedzinie fantazji kochanek, a ludzkość głosi przekonanie, że bycie lepszym czy gorszym w te klocki nie zależy od fizjologii, ale raczej od fantazji. Jak więc od tego ukrwienia pochwy ktoś staje się lepszą kochanką?
Pewna Dziewczyna twardo obstawała przy swoim zdaniu wyjaśniając, że "Były prowadzone bardzo poważne badania naukowców (to powiedziała z wyraźnym naciskiem i odpowiednim tonem) na grupie Hiszpanek. Bardzo poważne badania!" podkreśliła jeszcze raz.
Mruknęłam, że na takiej nacji to sobie można dowieść wszystkiego w dziedzinie bycia kochanką, ale mój komentarz przeszedł niezauważony.
Coś tam jeszcze na ten temat padło na forum pokoju, a ja na koniec oznajmiłam, że słabe kochanki zrobią wszystko aby się usprawiedliwić i podnieść na duchu i znajdą zawsze jakąś wymówkę lub sposób na poprawienie swojego warsztatu.
Nadal pozostaje tajemnicą, jak też to wino ma się do bycia dobrą kochanką i nieodparcie nasuwa się tu pytanie "co ma piernik do wiatraka?".
Widocznie jednak czegoś nie ogarniam moim małym rozumkiem... Nie to, aby mnie to interesowało, ale ta dziwna interpretacja wyników badań mnie zastanawia.
Jedna koleżanka znalazła na necie artykuł w podobnej tematyce, trudno jednak stwierdzić, czy to o ten artykuł chodziło Pewnej Dziewczynie, bo zamiast Hiszpanek występowały w nim Włoszki, a o byciu lepszą kochanką nie było ani słowa. wynikiem badań było stwierdzenie, że od czerwonego wina wzrasta popęd.
To nas zastanowiło jeszcze bardziej - czy można sobie aż tak znadinterpretować wyniki badań, aby dowiodły tego, na co się akurat liczy?
Ciąg dalszy tej historii nastąpił wczoraj. Pewna dziewczyna westchnęła, że zamówiła jakieś gadżety, które zamierza rozdać w swoim dziale, jako prezenty gwiazdkowe. "Mam nadzieję, że zdążą przyjść przed świętami, abym miała co pod choinkę położyć. Bo jak nie przyjdą, to chyba sama się pod nią położę..."
W tym momencie mnie podkusiło i oczywiście nie powstrzymałam się i zapytałam czy wcześniej wypije dwie lampki wina?
Na to hasło temat badań owych naukowców powrócił. Upewniłam się, że to miały być Hiszpanki, teoria została wygłoszona ponownie do wiadomości tych, których przy pierwszym głoszeniu nie było. Nic jednak nie rozjaśniło mroku i nie wyjaśniło wątpliwości.
Trwamy w przeświadczeniu, że coś tu się nie zgadza w myśleniu przyczynowo - skutkowym i cała ta interpretacja wyników badań jest mocno naciągana... nie da się nie dodać: na własny użytek. :)


2 komentarze:

pszren pisze...

hiszpania, czerwone wino - coś w tym jest!

co do tematów tabu, i o czym wolno rozmawiać, to moim zdaniem super jest ideologia poprawności politycznej.

w każdym razie temat lekko plotkarski, ale jak się podejdzie do tego na luzie, to może być ciekawy.

marko pisze...

Temat dosc wymowny moze i zbyt wrazliwy jesli o ty mowa, lubie czerwone wino bo smak tu najwazniejszy, moze czasem latwiej pomaga strawic rozmowy na kazde tmaty!