czwartek, 26 listopada 2009

Dziurawy (nie)fart

Rok temu odbyła się doroczna impreza naszej firmy, bawiliśmy się w klubie. Były serwowane drinki i między innymi wino. Czerwone wino.
Poszliśmy z Łukaszem, wmieszaliśmy się w towarzystwo, pograliśmy w kręgle, pogadaliśmy z ludźmi, trochę potańczyliśmy i tuż przed północą usiedliśmy z grupą znajomych przy stoliku. Miałam na sobie czarną bluzkę i śnieżnobiałe spodnie.
Posiedzieliśmy z kwadrans, kiedy pojawia się Hanka z kieliszkiem czerwonego wina. Usadowiła się koło nas i rozpoczęła konwersację, ożywioną jej żywą gestykulacją. I nagle bęc! Machnęła ręką, przewróciła stojący przed nią kieliszek pełen wina i cała jego zawartość wylądowała na moich spodniach! Dosłownie - moje białe spodnie zostały zalane dokumentnie ciemno-różowym trunkiem i w jednej chwili ze śnieżnobiałych zrobiły się białe w różowe łaty.
Mnie zamurowało. Michał siedzący obok rzucił się wycierania, Hanka zamarła.
Po chwili jej mózg zresetował się i powrócił do trybu aktywnego, zaczęła wycierać wino ze stolika, fotela i mnie i przepraszać mnie. Jej przepraszanie przeszło w wielki lament, a że Hanka jest wygadana i gada dużo, więc zaczęła biedzić w kółko, jak to jej przykro i jak to się mogło stać i jak to ona mnie przeprasza i jak jest jej głupio itd... Ja jej odpowiadałam, że trudno stało się i nic się na to nie poradzi, spodnie postaram się odplamić, środki są teraz dobre i nie ma co nad tym tak rozpaczać. Ona swoja, a ja swoje. I taka licytacja.
Przy którymś z kolei powtórzeniu mantry Hanki, brakło mi cierpliwości i odparłam, że może już przestać, bo co się stało, to się stało, wino się rozlało i tego nikt nie cofnie i żeby nie zmuszała mnie, abym to ja ją pocieszała w tej sytuacji. Podziałało, wróciliśmy do normalnej rozmowy.
Jednak w momencie, kiedy kieliszek się przewrócił - dla mnie impreza się skończyła. W spodniach w różowe ciapki nie mogłam paradować wśród cywilizowanych ludzi, więc posiedzieliśmy jeszcze chwilę, ja poczekałam na Łukasza i pojechaliśmy do domu.
Spodnie wsadziłam do miski i polałam vanishem do białego. Plama do wtedy przeszła już metamorfozę i ściemniała na dosyć mocny fiolet. Po polaniu vanishem zrobiła się... zielona. Ciekawy rozwój sytuacji. Rozrobiłam więc vanish w proszku i włożyłam spodnie do tego magicznego roztworu. Plama najpierw zrobiła się ciemnobeżowa, a potem zaczęła blednąć. Po dwóch dniach moczenia w wybielaczu i zmieniania kąpieli - spodnie wróciły do swojego difoltowego białego koloru, nieskażonego żadnymi pozostałościami po czerwonym winie.
Wniosek z tej lekcji wyciągnęłam taki, że vanisha w płynie nie opłaca się kupować, bo skuteczności to nie ma żadnej, za to ten w proszku oxy-coś tam działa rewelacyjnie. Zapamiętałam to sobie, co było bardzo przewidujące, bo jak pokazało życie, miało mi się jeszcze nie jeden raz przydać w przyszłości .
Kilka dni później poszliśmy do państwa S. Mają oni super-aktywną córkę, nad którą ciężko zapanować i której działań nie da się przewidzieć. A ja mam chyba jakiegoś pecha do tego dziecka, bo zawsze jakoś ucierpię w kontaktach z nią. Zaczynam się już tej małej bać, bo nie ma praktycznie imprezy, która by nie przybrała jakiegoś dramatycznego dla mnie obrotu.
Na owym pamiętnym spotkaniu Dominika pomimo swoich pięciu lat zdołała wylać na mnie kieliszek... czerwonego wina. Tym razem na bielutką bluzkę koszulową, którą z resztą uwielbiam. Poleciało mi też na spodnie jeansowe, ale na spodniach plamy nie rzucały się za bardzo w oczy. Za to bluzka została ozdobiona piękną jasno-różową plamą wina domowej produkcji dziadka Dominiki.
Na tym etapie wiedziałam już, że plama zejdzie. Tyle było z tego dobrego, że dziecko trzymało się potem już do końca wieczoru na dystans i niczym innym mnie nie oblało, ani nie obrzuciło.
Nie tak dawno państwo S. ze swoim radosnym potomstwem odwiedzili nas. Zaraz po wejściu Dominika rzuciła mi się na szyję i wskoczyła na mnie, więc siłą rzeczy podniosłam ją na ręce. Ale, ze jest dużą pannicą i jak na swój wiek mocno wyrośniętą, więc szybko postawiłam ją na podłodze. Prawie obie przy tym wyrżnęłyśmy, bo mała mnie szarpnęła, czego ja wcale się nie spodziewałam, sytuacja jednak dała się opanować i Dominika stała, ja się prostowałam i.... Nie wiem, co jej w tym momencie strzeliło do głowy, ale nagle pode mną podskoczyła. I wyrżnęła mnie czubkiem głowy w szczękę. Zobaczyłam gwiazdy i świeczki stanęły mi w oczach w jednej sekundzie! Moje zęby się prawie scaliły górne z dolnymi i długą chwilę to trwało, zanim ustaliłam, że wszystkie nadal są na swoim miejscu. Głowa mnie rozbolała chwilę potem i niestety to mi nie minęło, podobnie z resztą, jak nieprzyjemne uczucie w szczęce.
Tata Dominiki widząc, co się stało podsumował zajście krótkim stwierdzeniem, że na dzieci trzeba uważać. Owszem, a na niektóre szczególnie, dodałabym.
Zła passa ciągnie się dalej.
Byliśmy u państwa S. wczoraj. Poszliśmy prosto po pracy przed 17-tą, z tym, że ja byłam umówiona z moimi migdałkami kapryśnymi do lekarza na 18.30, więc musiałam opuścić towarzystwo na godzinkę w trakcie imprezy. Spodnie miałam na sobie beżowe.
Kieliszek wina stał na ławie, niedaleko mnie. Wiadomo, o co chodzi, prawda?
Szła sobie Dominika, machając rękami, widocznie ma rozrzut potężny, aczkolwiek nieprzewidywalny, walnęła kieliszek, kieliszek się przewrócił i cała jego zawartość wylądowała wyłącznie na moich spodniach! Obok siedziała Marzena i to do niej mała zmierzała, ale jakimś cudem wino zalało tylko mnie.
Na obu nogawkach miałam wielkie, mokre, różowe plamy. Śmierdziałam, jak stara gorzelnia. A za pół godziny miałam wychodzić do lekarza. Mama sprawczyni wpadła na pomysł, że da mi coś na przebranie, abym nie jechała do domu. Spodni w moim rozmiarze nie miała, ale wyszukała w szafie spódniczkę niedawno zmniejszoną, więc powinna pasować. Dostałam też rajstopki do przebrania i poszłam do łazienki ogarnąć się. Spódniczka faktycznie zatrzymała mi się na biodrach i dalej nie przelatywała, ale rajstopki zaraz po założeniu objawiły dziurę wielkości pięciozłotówki umiejscowioną nad lewą kostką. A ja chodzę w botkach kończących się w okolicach kostki. Dziura świeciła dokładnie nad cholewką buta. Na szczęście rajstopki miały kolor bezowy, cielisty, wiec dziura niebyła za bardzo krzykliwa i można było jej nie zauważyć. Ja jednak wiedziałam, że ona jest, gdzie jest i miałam na tym punkcie kompleks i lekką obsesję.
Trudno, ja i moja dziura wyruszyłyśmy na wycieczkę do centrum. Na dworze było już ciemno, ja samochodem, więc nie było problemu, że na ulicy ludzie będą moją dziurę nad kostką oglądać. Sklepy już były pozamykane, poza tym do lekarza mi się spieszyło, odpadała więc zmiana rajstop.
W poczekalni w luxmedzie położyłam sobie na kolanach płaszcz i zasłaniałam dziurę, jak mogłam. Kiedy przyszło do wejścia do gabinetu, odwiesiłam płaszcz i robiłam wszystko, aby inni pacjenci w poczekalni nie uświadczyli mnie z lewego boku. Do gabinetu wcofałam się właściwie, po wykonaniu obrotu w lewą stronę przy zamykaniu drzwi i potem tak samo się wycofałam kierując lewą stroną do drzwi, aby lekarka nie miała szansy zerknąć na moją kostkę.
Najlepsze wygibasy jednak uprawiałam w aptece. Najpierw stałam w kolejce na środku apteki z lewą nogą przełożoną na krzyż za prawą nogę tak, aby kostka z dziurą była zasłonięta. Na szczęście stanie tak na jednej nodze mam opanowane i nie mam problemu z błędnikiem, więc obyło się bez chwiania i upadków. W aptece miałam 3 stanowiska obsługujące klientów - jedno idealnie umiejscowione po prawej, drugie na wprost, gdzie też kostki mojej nikt by nie oglądał, a trzecie - nieczynne - na lewo i niestety przy tym kostka by świeciła wprost na kolejkę. A w tej aptece zawsze jest kolejka. I oczywiście kiedy nadeszła moja kolej, nagle przydreptała z zaplecza pani i zawołała mnie do tego lewego stanowiska. No więc ja stanęłam sobie zupełnie bez sensu bokiem do lady i tak sobie stałam z lewą nogą ukrytą przed wzrokiem innych kupujących i tylko myślałam, czy ktoś widział już moje ażurowe rajstopki czy nie.
Wróciłam do państwa S. wykończona tym karkołomnym i emocjonującym przedsięwzięciem pod hasłem "ukryj dziurę!" i oznajmiłam, ze ja i moja dziura wróciłyśmy całe i niezupełnie zdrowe, ale w duecie. :)

1 komentarz:

Just pisze...

Umarłam!!! :) Co za akcje! Ale ja też tak mam. Dziura, urwany guzik itp. - zawsze mi się wydaje, że wszyscy widzą.